07 marca 2015

Cywilizacja rywalizacji


W maju 2009 roku przeprowadziliśmy się całą rodziną w nowe miejsce na południu Krakowa.
Podczas przeprowadzki planowaliśmy nowe zagospodarowanie pomieszczeń. W pewnym momencie instalowaliśmy telewizor. Gdy podłączałem kabel do gniazda usłyszałem tępy huk. Telewizor się zepsuł. Powiedziałem żonie, że to może znak, żeby w naszym nowym miejscu nie było telewizji. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że tak tek też się stanie.
Już przed przeprowadzką doszliśmy do wniosku, że coraz rzadziej korzystamy z TV. Awaria odbiornika przyspieszyła naszą decyzję o życiu bez telewizji. Z każdym miesiącem odkrywałem, że takie życie staje się coraz lepszą przygodą. Dzięki przejściu na „dietę nisko informacyjną” zyskałem coraz więcej wolnego czasu, który mogłem poświęcić na rozmowy rodzinne, czytanie książek, rozwój osobisty, aktywność fizyczną. Na początku brakowało mi dwóch rzeczy- dostępu do informacji o wydarzeniach sportowych i polityki. Świat bez Adama Małysza (wtedy on był mistrzem) i Ligi Mistrzów w piłce nożnej wydawał mi się trochę trudny do zaakceptowania. Podobnie było z wydarzeniami politycznymi. Po kilkunastu miesiącach dokonałem odkrycia i uświadomiłem sobie, czego tak naprawdę mi brakowało.
Zarówno politycy, bohaterowie programów telewizyjnych, jak i sportowcy swoimi występami dostarczają specyficznych emocji. Postanowiłem porozmawiać o swoim odkryciu z jednym ze znajomych, który systematycznie śledził wydarzenia sportowe.
- Dlaczego oglądasz zawody sportowe w TV? – zapytałem
- Interesuję się sportem – padła odpowiedź
- No dobrze, to teraz wyobraźmy sobie, że oglądałbyś mecz piłkarski w Lidze Mistrzów, ale trybuny byłyby puste.
- To nie byłby mecz
- Byłby. Było by trzech sędziów, piłka, 22 zawodników, dwie bramki, świetnie przygotowane boisko, tyle, że nie byłoby publiczności
- Przy pustych trybunach to nie to samo
- Przecież lubisz sport. Byłby normalny mecz. Wspaniali zawodnicy. Po meczu byłby wynik. Nie oglądałbyś meczu w Lidze Mistrzów?
- Nie to nie samo, bez publiczności bym nie oglądał – zabrzmiał stanowczo
- Ale popatrz, skoro są zawody na normalnych zasadach, pełnowymiarowe boisko, po ci pełne trybuny?
Zapadła chwila milczenia, z czasem przechodząca w konsternację.
- To zastanów się teraz, czego by Ci brakowało w czasie takiej transmisji telewizyjnej?- kontynuowałem
- Publiczności, kibiców,…. tego wszystkiego
- Chwileczkę, przecież powiedziałeś, że interesujesz się sportem. A teraz mówisz o kibicach. Przecież kibice nie uprawiają sportu, tylko tak jak ty oglądają mecz. Czy na pewno oglądasz mecz, bo lubisz sport?
- Tak lubię oglądać sport, ale takiego meczu bym nie oglądał
- A może chodzi Ci o przeżywanie z nimi emocji sukcesu, albo porażki, która towarzyszy walce sportowej?
- Tak, chyba to jest ważne w tym wszystkim- padła odpowiedź po namyśle
Takich rozmów odbyłem sporo i wniosek zawsze był podobny. To nie sport jest głównym powodem oglądania wydarzeń sportowych. To emocje doświadczania porażki, lub zwycięstwa są tym, co przyciąga ludzi przed telewizor. Podobnie wygląda udział polityków we współczesnych igrzyskach telewizyjnych. Olbrzymią oglądalność mają wieczory wyborcze, podczas których pojawiają się słupki pokazujące, które ugrupowanie wygrało wybory. W studiu zgromadzeni są politycy, którzy doświadczają sukcesu, albo porażki swojego ugrupowania. Cieszą się zwycięzcy, albo tłumaczą przegrani. Widzowie przed telewizorem chcą się dowiedzieć czy ich głos w wyborach przyczynił się do zwycięstwa, czy do porażki. Na podobnej zasadzie swoją popularność budują teleturnieje w zakresie wiedzy, lub umiejętności. Widzowie mają okazję doświadczać emocji uczestników konkursu. Tak naprawdę liczy się to, kto wygra i kto przegra.
Gdy bliżej przyjrzałem się zagadnieniu rywalizacji uświadomiłem sobie, że potrzeba rywalizacji jest produktem cywilizacyjnym czasów, w których żyjemy. Rywalizacja występuje w szkole, na uczelniach, w miejscach pracy, w systemach religijnych, w relacjach społecznych. Oceny, wartościowanie, porównywanie się wzajemne i dzielenie świata na lepszych i gorszych, stało się systemem miary wszystkiego. Mam świadomość, że dla wielu osób, życie bez rywalizacji wydaje się wręcz niemożliwe.
Tymczasem dzisiejszy biznes znacznie bardziej korzysta z umiejętności współpracy, niż z rywalizacji. Cenna jest kreatywność i dążenie do wyjątkowości, które gwarantuje odróżnianie się na rynku. Na sukces pracuje się dzięki umiejętności uzgadniania, współdziałania, komunikowania i wybierania rozwiązań obiektywnie najwłaściwszych dla funkcjonowania organizacji. Dobra współpraca wymaga uznania czyjejś wartości i czerpania z niej sukcesu dla całości organizacji. Skuteczna organizacja potrafi wykorzystywać mocne strony poszczególnych osób, nie przejmując się tym, że nie każdy jest równie dobry we wszystkim, ale za to każdy jest niepowtarzalny w swojej wielkości: w rzeczach, które robi dobrze.
Myślę sobie, że na co dzień nie trzeba być najlepszym. Wystarczy być dobrym w tym, co się lubi i robi z pasją. Peter F. Drucker pisał : "W każdej organizacji chodzi o to, aby ludzie zwykli dokonywali rzeczy niezwykłych." Takie spojrzenie na ludzi wyzwala w nich pokłady dążenia do wyjątkowości. W organizacjach siłę dostrzegam w poprawianiu swoich rezultatów na miarę własnych zdolności do pokonywania słabości. Organizacja, żeby odnieść sukces, nie musi być lepsza od innej – wystarczy, że będzie dokonywała postępu w poprawianiu się. Lepsze rezultaty działalności staną się konsekwencją samodoskonalenia, a nie celem samym w sobie.
Kiedy oglądałem telewizję, zapamiętałem sobie mądrość Adama Małysza, który z olbrzymia pokorą i szacunkiem podchodził do swoich sukcesów i przyjaciół ze skoczni. Gdy dziennikarze pytali go o spodziewane wyniki i cele sportowe odpowiadał: „Chcę oddać dwa równe skoki.” On nie walczył, nie pokonywał i nie rywalizował, chociaż dziennikarze ciągle postrzegali go w roli wojownika. Stał się zwykłym człowiekiem, który osiągnął rzeczy niezwykłe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz