W maju 2009 roku przeprowadziliśmy się całą rodziną w
nowe miejsce na południu Krakowa.
Podczas przeprowadzki planowaliśmy
nowe zagospodarowanie pomieszczeń. W pewnym momencie instalowaliśmy telewizor.
Gdy podłączałem kabel do gniazda usłyszałem tępy huk. Telewizor się zepsuł.
Powiedziałem żonie, że to może znak, żeby w naszym nowym miejscu nie było
telewizji. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że tak tek też się stanie.
Już przed przeprowadzką doszliśmy do
wniosku, że coraz rzadziej korzystamy z TV. Awaria odbiornika przyspieszyła
naszą decyzję o życiu bez telewizji. Z każdym miesiącem odkrywałem, że takie
życie staje się coraz lepszą przygodą. Dzięki przejściu na „dietę nisko informacyjną”
zyskałem coraz więcej wolnego czasu, który mogłem poświęcić na rozmowy
rodzinne, czytanie książek, rozwój osobisty, aktywność fizyczną. Na początku
brakowało mi dwóch rzeczy- dostępu do informacji o wydarzeniach sportowych i
polityki. Świat bez Adama Małysza (wtedy on był mistrzem) i Ligi Mistrzów w
piłce nożnej wydawał mi się trochę trudny do zaakceptowania. Podobnie było z
wydarzeniami politycznymi. Po kilkunastu miesiącach dokonałem odkrycia i uświadomiłem
sobie, czego tak naprawdę mi brakowało.
Zarówno politycy, bohaterowie
programów telewizyjnych, jak i sportowcy swoimi występami dostarczają specyficznych
emocji. Postanowiłem porozmawiać o swoim odkryciu z jednym ze znajomych, który
systematycznie śledził wydarzenia sportowe.
- Dlaczego oglądasz zawody sportowe w TV? – zapytałem
- Interesuję się sportem – padła odpowiedź
- No dobrze, to teraz wyobraźmy sobie, że oglądałbyś
mecz piłkarski w Lidze Mistrzów, ale trybuny byłyby puste.
- To nie byłby mecz
- Byłby. Było by trzech sędziów, piłka, 22 zawodników,
dwie bramki, świetnie przygotowane boisko, tyle, że nie byłoby publiczności
- Przy pustych trybunach to nie to samo
- Przecież lubisz sport. Byłby normalny mecz.
Wspaniali zawodnicy. Po meczu byłby wynik. Nie oglądałbyś meczu w Lidze
Mistrzów?
- Nie to nie samo, bez publiczności bym nie oglądał –
zabrzmiał stanowczo
- Ale popatrz, skoro są zawody na normalnych zasadach,
pełnowymiarowe boisko, po ci pełne trybuny?
Zapadła chwila milczenia, z czasem przechodząca w
konsternację.
- To zastanów się teraz, czego by Ci brakowało w
czasie takiej transmisji telewizyjnej?- kontynuowałem
- Publiczności, kibiców,…. tego wszystkiego
- Chwileczkę, przecież powiedziałeś, że interesujesz
się sportem. A teraz mówisz o kibicach. Przecież kibice nie uprawiają sportu,
tylko tak jak ty oglądają mecz. Czy na pewno oglądasz mecz, bo lubisz sport?
- Tak lubię oglądać sport, ale takiego meczu bym nie
oglądał
- A może chodzi Ci o przeżywanie z nimi emocji
sukcesu, albo porażki, która towarzyszy walce sportowej?
- Tak, chyba to jest ważne w tym wszystkim- padła
odpowiedź po namyśle
Takich rozmów odbyłem sporo i
wniosek zawsze był podobny. To nie sport jest głównym powodem oglądania
wydarzeń sportowych. To emocje doświadczania porażki, lub zwycięstwa są tym, co
przyciąga ludzi przed telewizor. Podobnie wygląda udział polityków we
współczesnych igrzyskach telewizyjnych. Olbrzymią oglądalność mają wieczory
wyborcze, podczas których pojawiają się słupki pokazujące, które ugrupowanie
wygrało wybory. W studiu zgromadzeni są politycy, którzy doświadczają sukcesu,
albo porażki swojego ugrupowania. Cieszą się zwycięzcy, albo tłumaczą
przegrani. Widzowie przed telewizorem chcą się dowiedzieć czy ich głos w
wyborach przyczynił się do zwycięstwa, czy do porażki. Na podobnej zasadzie
swoją popularność budują teleturnieje w zakresie wiedzy, lub umiejętności. Widzowie
mają okazję doświadczać emocji uczestników konkursu. Tak naprawdę liczy się to,
kto wygra i kto przegra.
Gdy bliżej przyjrzałem się
zagadnieniu rywalizacji uświadomiłem sobie, że potrzeba rywalizacji jest
produktem cywilizacyjnym czasów, w których żyjemy. Rywalizacja występuje w
szkole, na uczelniach, w miejscach pracy, w systemach religijnych, w relacjach
społecznych. Oceny, wartościowanie, porównywanie się wzajemne i dzielenie
świata na lepszych i gorszych, stało się systemem miary wszystkiego. Mam
świadomość, że dla wielu osób, życie bez rywalizacji wydaje się wręcz niemożliwe.
Tymczasem dzisiejszy biznes znacznie
bardziej korzysta z umiejętności współpracy, niż z rywalizacji. Cenna jest
kreatywność i dążenie do wyjątkowości, które gwarantuje odróżnianie się na
rynku. Na sukces pracuje się dzięki umiejętności uzgadniania, współdziałania,
komunikowania i wybierania rozwiązań obiektywnie najwłaściwszych dla funkcjonowania
organizacji. Dobra współpraca wymaga uznania czyjejś wartości i czerpania z
niej sukcesu dla całości organizacji. Skuteczna organizacja potrafi
wykorzystywać mocne strony poszczególnych osób, nie przejmując się tym, że nie
każdy jest równie dobry we wszystkim, ale za to każdy jest niepowtarzalny w
swojej wielkości: w rzeczach, które robi dobrze.
Myślę sobie, że na co dzień nie
trzeba być najlepszym. Wystarczy być dobrym w tym, co się lubi i robi z pasją.
Peter F. Drucker pisał : "W każdej organizacji chodzi o to, aby ludzie
zwykli dokonywali rzeczy niezwykłych." Takie spojrzenie na ludzi wyzwala w
nich pokłady dążenia do wyjątkowości. W organizacjach siłę dostrzegam w
poprawianiu swoich rezultatów na miarę własnych zdolności do pokonywania
słabości. Organizacja, żeby odnieść sukces, nie musi być lepsza od innej –
wystarczy, że będzie dokonywała postępu w poprawianiu się. Lepsze rezultaty
działalności staną się konsekwencją samodoskonalenia, a nie celem samym w
sobie.
Kiedy oglądałem telewizję,
zapamiętałem sobie mądrość Adama Małysza, który z olbrzymia pokorą i szacunkiem
podchodził do swoich sukcesów i przyjaciół ze skoczni. Gdy dziennikarze pytali
go o spodziewane wyniki i cele sportowe odpowiadał: „Chcę oddać dwa równe
skoki.” On nie walczył, nie pokonywał i nie rywalizował, chociaż dziennikarze
ciągle postrzegali go w roli wojownika. Stał się zwykłym człowiekiem, który osiągnął
rzeczy niezwykłe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz