Święty Mikołaj, niecierpliwe czekanie na prezenty, radość z dostawania i radość z
obdarzania. Takie nastroje zdominowały ostatnie dni. Nic dziwnego. Spora część
dzieci jak co roku z wytęsknieniem wyczekiwać będzie na wizytę tego, który
będzie dawał prezenty. Kiedy byłem dzieckiem,
pewnego ranka zorientowałem się, kto na prawdę zbierał listy do Świętego
Mikołaja, a potem roznosił prezenty. Byłem bardzo rozczarowany, ale dzięki temu
stopniowo uświadamiałem sobie, że są dwa
rodzaje cudów.
Pierwszy rodzaj cudów to wszystkie zdarzenia, które dzieją
się pod wpływem ingerencji Istot Wyższego Rzędu w nasze życie. To wszystkie
cudowne uzdrowienia jakich doświadczają ludzie w sposób, który z perspektywy
zachodniej medycyny jest nie zrozumiały
i nie wytłumaczalny. To również materialne dowody na istnienie Boga, Stwórcy, Wyższej
Inteligencji, Wyższego Planu, które mogą dotyczyć zdarzeń, lub osób, które w
niewytłumaczalny naukowo sposób uchroniły siebie, lub swoich bliskich przed przykrymi
konsekwencjami- wypadkiem, utratą życia lub zdrowia. Wiara w takie CUDA
przychodzi mi łatwo, bo jestem
człowiekiem, który wierzy w istnienie Boga, Aniołów i Niewidzialnego Świata. Te
CUDA świadczą o związku rzeczy widzialnych i niewidzialnych. Może są po to,
żeby inspirować ludzi do lepszego odkrywania siebie?
Gdy byłem dzieckiem miałem skłonność do wrzucania w
kompetencje Pana Boga wielu rzeczy, które nagle pojawiały się w moim życiu.
Między innymi dotyczyło to działalności Świętego Mikołaja i prezentów w moim
domu. Im byłem starszy, od dnia kiedy to odkryłem, że to moi rodzice stoją za
mikołajową aktywnością, doświadczałem coraz więcej sytuacji i okoliczności
świadczących o tym, że jest drugi rodzaj CUDU, ale kryje się za nim zupełnie
inna magia. Gdy kilka lat temu, byłem na jednym ze szkoleń, usłyszałem
najlepsza definicję tego drugiego rodzaju CUDU.
Ta definicja głosi, że słowo CUD, to skrót od słów:
„CZAS
UNIEŚĆ
DUPĘ”.
To było jak objawienie, jak najprostsze,
najtrafniejsze i najdoskonalsze ujęcie tego, co zrobić, żeby nasze życie w
cudowny sposób zmieniło się na lepsze. DZIAŁAĆ, DZIAŁAĆ I JESZCZE RAZ DZIAŁAĆ.
Myślę, że problem polega na tym, że wielu dorosłych
ludzi nie rozróżnia, gdzie kończy granica CUDÓW BOSKICH, a gdzie za cudowne
zrządzenia losu jedynymi odpowiedzialnymi JESTEŚMY MY SAMI.
Myślę, że to
całkiem sprawiedliwe, że Pan Bóg tak urządził ten świat, że całkiem spory
kawałek roboty zostawił nam samym po to, żebyśmy brali nasze tyłki w górę i
podejmowali działania, żeby lepiej zarabiać, więcej wiedzieć, lepiej troszczyć
się o nasze zdrowie, bliskich i znajomych. To zupełnie w porządku, że możemy
decydować, gdzie chcemy spędzać urlop, jak chcemy pracować i z kim się spotykać.
Oczekiwanie, że ktoś zrobi jakieś rzeczy za nas, wpycha nas w świadomość
dziecka czekającego na darmowe prezenty.
Na dłuższą metę takie myślenie będzie
każdemu dorosłemu człowiekowi szkodziło.
W swoim życiu
doświadczyłem wielu CUDÓW JEDNEGO I DRUGIEGO RODZAJU. Za te pierwsze jestem
bardzo wdzięczny Bogu, za te drugie jestem dumny z siebie. Te drugie cuda- na
miarę ludzką- są najwspanialszym sposobem naśladowania BOGA, który nie
strajkuje, nie żali się że ma sporo pracy, a mało urlopu i nie narzeka, że
ponad połowa Ziemian kompletnie go nie rozumie.
Cud Mikołajowej nocy jest okazją, żeby dojrzeć,
wyciągnąć kartkę i napisać list do SIEBIE
z prośba o CUD ludzki we własnym życiu. Wystarczy zamieścić w nim
wszystkie swoje marzenia, a potem stopniowo podejmować działania na rzecz ich
materializacji. CUDA są i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ich efektem
jest LEPSZA JAKOŚĆ ZYCIA, której serdecznie życzę WSZYSTKIM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz